To musiało być wtedy, gdy usłyszałem po raz pierwszy Sodade CesariiEvory. Ładunek melancholii i tęsknoty Bóg wie zaczym, pomieszany z gitarowym brzmieniem tego cieplejszego końca naszego kontynentu, sprawił, że zamarzyłem o niespiesznym wieczorze, który wychodzi mi naprzeciw gdy idę uliczkami Lizbony by w przyciasnej knajpce, przy dźwiękach Fado napić się portugalskiego wina.