
Polskość tego miejsca wydaje się być fatalną urzędniczą pomyłką. Nic tu nie trzyma się logiki, utartych schematów podziału. Kraina i tak już niepasująca do reszty, kurczowo doszywa sobie obce fragmenty. Gdzieś na Trójmorskim Wierchu wypatrujemy źródeł tego zamieszania.
W mokrą niemal jak co roku majówkę deszcz spadający na Zamość, Limanową, Gryfice i Piaseczno odpędzi od grilla naród, spływając bezszelestnie do Bałtyku. Będzie tak nawet Kłodzku czy Nowej Rudzie, które choć znalazły się w sztucznym, administracyjnym tworze województwa dolnośląskiego, to jednak swoją inność od reszty regionu biorą z przynależności do zupełnie odmiennej krainy historycznej – Ziemi Kłodzkiej.
Tą jej inność wyczuwam jak tylko wjeżdżam przez jedną z bram dawnego hrabstwa. Bazylika w Bardzie, budowana była w czasie i miejscu, w którym kończył się kraj Habsburgów. Jej wyniosły front miał witać podróżnych opuszczających Austrię, udających się dalej w stronę Breslau i Berlina. Dziś świątynia wydaje się stać do nas plecami, ilekroć jedziemy gdzieś pod Śnieżnik czy w okolice Jagodnej.
Porozrzucane po okolicy nepomuki, wzorowane na tym z praskiego mostu Karola, przypominają na każdym kroku o czeskości tych ziem, a mimo to cały czas jesteśmy w Polsce, kiedy parkujemy nasze auto w najwyższym punkcie Jodłowa, skąd łagodnie wznosząca się ścieżka zaprowadzi nas na sam szczyt Trójmorskiego Wierchu. Już sama nazwa góry, pasująca jedynie do Podhala, sugeruje, że nie ma ona szczególnie starego rodowodu. Czesi nazywają ją Klepáč, a Niemcy Klappersteine, podobno od dźwięków jakie wydają kamienie na szczycie, gdy się już po nim chodzi. Polską nazwę górze nadał dr Mieczysław Orłowicz w 1946 roku, reklamując niejako jej unikalny charakter.
Nieraz ekscytujemy się trójstykami granic – miejsc w centrum których możemy być w trzech krajach jednocześnie. Wielkie rzeczy. Tylko w Polsce mamy takich trójstyków sześć. Jednak jeśli chodzi o granice hydrologicznych podziałów, szczytów, na których kilka centymetrów decydować będzie o tym czy spadająca kropla deszczu zasili wody jednego, drugiego czy trzeciego morza, jest w całej Europie zaledwie kilka.
Na Trójmorskim Wierchu znajduje się jedno z takich unikatowych miejsc. Granice wodnych działów znajdujące tu swój początek ni jak mają się do granic państw, które choć od wieków zmieniają tu swoje nazwy, to nigdy nie zechciały dopasować się do propozycji przebiegu granic zaproponowanych przez naturę.
Poczynając od bieszczadzkiego Opołonka, po najdalej wysunięte wzniesienia Gór Izerskich, żadna polska mieścinka czy najmniejsza wioska nie znalazła się po drugiej stronie ściany Karpat i Sudetów. Żadna poza Kudową-Zdrój. Palmy na placu zdrojowym mają przypominać, że oto jesteśmy w najbardziej północnym ze wszystkich kurortów południa.
Podobnym kuriozum jest graniczna Dzika Orlica, zbierająca wody Morzu Północnemu. Kilka polskich wiosek w Górach Bystrzyckich staje się dzięki temu jeszcze bardziej czeska. Zresztą mają one swoje czeskie rodowody, w czasach, kiedy granica przebiegała nie na rzece, a na grzbiecie Jagodnej i Czerńca.
Dla czeskich myśliwych była ona mało wyrazistą granicą i niby niechcący, niby przez przypadek zapuszczali się oni na łowy w obce rejony. Granica na Dzikiej Orlicy miała być bardziej zauważalna.
Tak. Ileż historii kryje w sobie każda taka osobliwość, pozorne niedopasowanie, błąd kartografa. A przecież o każdy spłachetek ziemi, toczyły się tu spory. Te same mosty przerzucone nad Dziką Orlicą nam kojarzą się z otwartymi granicami, zjednoczeniem i przyjacielskimi relacjami z Czechami, do których wyskakujemy po piwo i czekoladę studencką. Oni jednak widzą na nich wojska Wehrmachtu wchodzące do Czechosłowacji w 1938 roku, widzą polskich żołnierzy najeżdżających ich kraj z bratnią pomocą Układu Warszawskiego podczas praskiej wiosny trzydzieści lat później. Może tutaj właśnie jesteśmy jak ci Niemcy na gdańskim Długim Targu, ze swoją niewiedzą, a może tylko amnezją; rzecz jasna przy zachowaniu wszelkich proporcji między nami, a sąsiadami zza Odry.
Odbiegłem wzrokiem w stronę Niemojowa i Mostowic, patrząc w ich kierunku z chybotliwej ostatnio wieży na Trójmorskim Wierchu. Stąd widać najlepiej, że Ziemia Kłodzka, pozornie tylko otoczona jest sudecką koroną oddzielającą ją od Czech. Za przejściem w Boboszowie, jeszcze długo nie rozbija się ona o górski masyw.
Schodzimy w dół do Jodłowa, gdy znaki turystyczne informują nas, że o to właśnie mijamy źródła Nysy Kłodzkiej. Stalin miał na nią plan. Początkowo miała stanowić zachodnią granicę między PRL, a NRD. Kotlina Kłodzka, zgodnie w oczekiwaniami Czechosłowaków była początkowo uwzględniona w granicach ich kraju. Nawet w maju 1945 roku zalążek nowej administracji w Kłodzku tworzyli Czesi, a nie Polacy. Zachowały się radzieckie mapy, z planami powojennych granic Polski, ponoć naniesionych ręką Stalina.

Co takiego jednak się wydarzyło, że zdecydował się on finalnie zmienić kształt naszego Państwa i przenieść granicę na Nysę Łużycką?
Zgodnie z rzymską maksymą dziel i rządź, pogłębiał wzajemną wrogość pomiędzy sąsiadującymi narodami i umacniał rolę ZSRR jako jedynego gwaranta stabilności i pokoju na spornych terenach.
Nieświadome dziejowej zawieruchy Sudety z Trójmorskim Wierchem na czele, niezmiennie jednak rozdzielają te niezwykłe krainy, według tylko sobie znanych prawidłowości. I nic nie wskazuje na to, by w tym wypadku jakiekolwiek zmiany miały się kiedykolwiek wydarzyć.
Na skróty:
- Trójmorski Wierch jest jedynym w Polsce szczytem, i jednym z niewielu w Europie miejsc, gdzie stykają się ze sobą zlewnie trzech mórz. W tym przypadku Morza Północnego, Czarnego i Bałtyku
- W najwyższym punkcie Jodłowa, znajdziemy niewielki parking z dwoma wiatami, skąd najlepiej wyruszyć jest na Trójmorski Wierch (mapa)
- Jeśli chcecie wydłużyć sobie proponowaną przez nas pętlę (ok.11 km), warto ją poszerzyć o Mały Śnieżnik (ok. 15 km)
- Wieża widokowa na Trójmorskim Wierchu była zamknięta z powodu remontu (maj 2021) jednak nie brakowało śmiałków ignorujących zakaz wejścia na nią. Trzeba przyznać, że faktycznie nie wyglądała ona na szczególnie bezpieczną
Fajną trasę przez Trójmorski Wierch zrobiłem w 2019 – Międzylesie-Trójgarb-Międzygórze-schronisko pod Igliczną. Trafiła się złota polska jesień, a poza najbiższą okolicą Trójgarbu i Międzygórzem pustki na szlaku.