
Do Maroko jedziesz? Tam turystom głowy ucinają! Ukraina? Przecież tam wojna jest. I tak za każdym razem gdy mówię że jadę tu czy tam. Dramat może wydarzyć się jednak tuż za progiem domu. Tak też było 17 sierpnia 1997 w Górach Stołowych, kilkaset metrów od parkingu. Znając historie niebieskiego szlaku, trudno wędrować po nim bez surrealistycznej mieszanki pięknych widoków i aury grozy.
Lubię ten szlak. Nie ma tu zbyt wielu turystów. Jest cicho i spokojnie. Wysiadając z pociągu na stacji w Dusznikach- Zdrój, od razu możemy rozpocząć wędrówkę w stronę Szczelińca. Wychodzimy na skraj miasteczka, i przypomina mi się jak byłem tu z Anetą pierwszy raz. Wtedy też dowiedziałem się o makabrycznym zdarzeniu na Narożniku.
Ania i Robert wyruszyli z tego samego uzdrowiska co my, 19 lat wcześniej. Para studentów wrocławskiej uczelni dobrze znała te góry.
Niebieski szlak który sobie obrali, wiedzie najpierw przez Łężyce. Dziś, trupie czaszki przestrzegają tam przed kontaktem z Barszczem Sosnowskiego – ostatnim żywym bytem, który nie może się pogodzić z upadkiem państwowych gospodarstw rolnych.
Kolejnych demonicznych czaszek należało by szukać już na blacie górskiego stołu. Zanim jednak tam dotrzemy wędrujemy skrajem lasu. Na naszej drodze mijamy stada krów i koni. Mimo suchego lata, wilgotne ściany Gór Stołowych pozwalają grzybom wystawić kapelusze ponad poziom gruntu. Gęsty las szczelnie osłania je przed sierpniowym słońcem.
Wyraźna droga prowadzi nas do tajemniczej konstrukcji w środku lasu. To pozostałość pochylni, służącej tu niegdyś do zsuwania kamiennych bloków z kamieniołomu, któremu zawdzięczamy dziś dochodzące do 30 metrów wysokości urwiska, wzdłuż których będziemy dalej iść.
Zanim tam jednak dotrzemy musimy pokonać strome podejście wzdłuż wspomnianej pochylni. Stare, betonowe schody mogą okazać się tyleż pomocne, co uciążliwe – w zależności od danego ich fragmentu.
Skały Puchacza na wierzchowinie Gór Stołowych rozpoczynają malowniczy ciąg tarasów widokowych. W jednym miejscu korzystamy z łańcuchów do pokonania nieco eksponowanego, kilkumetrowego odcinka trasy.
Zanim dotrzemy na owiany złą sławą Narożnik, mijamy Kopę Śmierci (niem. Totenkopf). Ukryta wśród innych, demoniczna skała, układa się w kształt przeraźliwej czaszki. Znajduje się ona nieco poza szlakiem, i dotarcie do niej wielu chętnym zabrało długie godziny bezkutecznego błądzenia poza szlakiem.

W końcu docieramy na Narożnik. O tym jak blisko jest szczęście od rozpaczy, przypomina tu pamiątkowa tablica, za którą rozpościerają się piękne widoki na Łężyckie Łąki.
Dramat Ani i Roberta rozegrał się nieco niżej, poza niebieskim szlakiem. Nie jest jasne po co studenci zeszli ze szlaku. Być może tam zobaczyli coś, czego zobaczyć nie powinni. To przypieczętowało ich tragiczny los. Zostali zastrzeleni strzałem w głowę z bliskiej odległości. Prowadzenie śledztwa utrudniał fakt, że zwłoki zostały znalezione dopiero 11 dni później.
O sprawstwo podejrzewano czeskiego kryminalistę, który miał zbiec w tym czasie z więzienia. Późniejsze śledztwo wykluczyło taką możliwość. Nowy ślad wiódł do grupy neonazistów, którzy w tamtych dniach widziani byli zarówno w Dusznikach jak i w Górach Stołowych. Mieli oni czcić w tych dniach 10. rocznicę śmierci Rudolfa Hessa – jednego z najbliższych osób w otoczeniu Hitlera, członka SS. Jego samobójcza śmierć, po połowie życia spędzonego w więzieniu, odbierana była przez skinheadów jako męczeńska, mimo iż on sam uważał ich za idiotów.
Po śmierci Hessa, niemieckie władzę zlikwidowały więzienie Spandau, jak i sam grób nazisty, by zapobiec szerzeniu się jego kultu.
Sprawą w dalszym ciągu zajmuje się Pan Janusz Bartkiewicz, emerytowany oficer policji, który prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa dwójki studentów.
Niezwykle interesującą jest relacja innego, byłego milicjanta i jednocześnie dzierżawcy ośrodka, u którego mieli nocować feralnego lata członkowie grupy surwiwalowej, szukający w górach stołowych skrytek z bronią przygotowanych przez Wehrmacht dla grup Werwolfu w 1945 roku.
Mieli mapy i poszukiwali tych skrzynek. Były w nich mundury, żywność, broń – opisuje Bartkiewicz.
Z relacji dzierżawcy ośrodka, dowiadujemy się że po wydarzeniach w Górach Stołowych, nie pokazywali się oni w okolicy przez następne kilka lat, mimo że wcześniej widywani byli w ośrodku parokrotnie w poprzednich latach. Dzierżawca zdobył ich zaufanie, a Ci pokazywali mu znalezioną, skorodowaną broń. Jak się miało okazać, studenci zostali zastrzeleni z broni przedwojennej produkcji, a na miejscu zbrodni znaleziono pordzewiałe łuski, które miały nie nadawać się do analizy.
kolejna wizyta neonazistów w 2001 roku, zbiegła się z emisją programu 997, gdzie Janusz Bartkiewicz relacjonował postępy w śledztwie.
–Po tym programie zadzwonił do mnie były milicjant, którego znałem (…). Opowiedział mi, że jak przyjechali w 2001 roku, zanim ten program został emitowany, to siedzieli przy ognisku. Chyba w osiem osób. Jeden z nich zapytał, czy pójdą w Góry Stołowe? A szef grupy spiorunował go wtedy wzrokiem i powiedział: Dobrze wiesz, że tam jeszcze przez jakiś czas się nie możemy pokazywać. Jak ten były milicjant to usłyszał, to nie kojarzył tego w żaden sposób z zabójstwem. Dopiero po programie wszystko zaczęło mu się układać.
Powiedział mi, że ta amunicja była skorodowana. A mnie się od razu zapaliła lampka. Przecież na miejscu zbrodni znaleźliśmy taką skorodowaną amunicję. Tę, która nie nadawała się do badań.
Kiedy zaczęto namierzać uczestników obozu, sprawa nagle została zamknięta. Był marzec 2003 roku, i trwające od pięciu lat śledztwo psuło statystki wydziału. Janusz Bartkiewicz przeszedł niedługo po tym na emeryturę jednak, sprawy morderstwa Ani i Roberta nie odpuścił. Na własną rękę szuka dowodów, gromadzi materiały i nie daje organom ścigania zapomnieć o tej sprawie. O postępach informuje on na swoim blogu.
Atmosfera grozy promieniuje z Narożnika, na każdego kto znająch historie dwójki studentów, zechce odwiedzić to miejsce. Idziemy dalej. Zanim słońce, zajdzie na dobre za horyzont, będziemy siedzieć nad piwem w jednym ze stołowogórskich schronisk.
Na skróty:
Do początku niebieskiego szlaku w Dusznikach-Zdrój dojedziemy pociągami KD bezpośrednio z Wrocławia, lub z przesiadką w Kłodzku.
W rejonie Szczelińca Wielkiego mamy do dyspozycji dwa schroniska:
–Schronisko Na Szczelińcu oferuje piękne widoki, jednak w sezonie ciężko tu o wolny pokój. Próbować jednak warto.
– Schronisko Pasterka, w odległości 40 minut od szczytu Szczelińca, jest bardziej osiągalne w sezonie.
Poza tym w Karłowie znajdziemy kilka gospodarstw agroturystyczmych.
Pobierz mapę GPX