
Kolejna podłożona bomba na ulicy, co rusz groźba konfliktu zbrojnego, masakry urządzane przez ISIS. Nieprawdopodobne, że był taki moment w ostatnim stuleciu, gdy tereny pomiędzy Europą a dalekim wschodem, mogły przemierzać tłumy zbuntowanej młodzieży. Ucieczka od przerażająco przewidywalnej dorosłości, była jednym z powodów wyruszania w drogę bez nawigacji, internetu i łączności z domem. Szlak przez Turcję, Iran, Afganistan, Pakistan, Indie, aż do Nepalu, wyznaczył nowy styl podróżowania, nigdy wcześniej nie znany. Droga hippisów zniknęła na zawsze, ale sposób jej przemierzania, jest coraz bardziej powszechny.
Autobusem do Indii
Lotnictwo cywilne było wówczas w powijakach, i mało kto mógł sobie pozwolił na bilet lotniczy do Indii. Jedynie grupki stypendystów wyższych uczelni czy zdobywcy gór przy kasie, rozpalali wyobraźnie kolejnych, którzy marzyli nie tyle o badaniach naukowych i wspinaczce, co o duchowych doświadczeniach. Był 15 kwietnia 1957 roku, kiedy pierwszy autobus Indiaman zabierał chętnych w podróż. Londyn, noszący w tamtym czasie miano stolicy imprezowania, narkotyków i wolnej miłości, był najlepszym punktem startowym dla liczącej sobie ponad 9000 kilometrów drogi. Bez wyraźnego planu jechali przez obce tereny czasem dwa, a czasem i trzy tygodnie.
Wielu mierzyło się z hippie trail na własną rękę: jadąc czy to autostopem, czy korzystając z lokalnej komunikacji. Bez znajomości języka i ze szczątkowymi informacjami ruszali w nieznane.
Ucieczka od zachodu
Z czasem zaczęły pojawiać się przewodniki pisane przez tych, którzy na taką szaleńczą wyprawę się porwali. Jednymi z nich byli Maureen i Tony Wheeler którzy swoje wskazówki zebrali w Across Asia on the Cheap. Książka dała początek wydawnictwu, które dziś znamy jako Lonely Planet.
Dopiero pod koniec lat 60. największą grupę zmierzających na wschód stanowili Ci, skupieni wokół jednego: konopi indyjskich. Dla wielu, to właśnie haszysz i marihuana były tym co pozwalało osiągnąć stan mistycznej nirwany i zerwać całkowicie z zachodnim stylem życia. Pola konopi rozciągały sie wzdłuż niemal całego szlaku, szczególnie w Afganistanie, gdzie lokalna ludność bardzo chętnie korzystała z uroków haszyszu.
Używki jak i całe utrzymanie było dla ludzi z zachodu niezwykle tanie. W przewodniku czytamy, że za kwotę dziennego utrzymania w Londynie, można było dobrze żyć na dalekim wschodzie przez pięć dni. Hippisi nie mieli wielkich wymagań, i nawet jeśli warunki pozwalały na jakieś luksusy, zazwyczaj rezygnowano z nich.
Katmandu: cel drogi
Pahargandż, dzielnica indjskiej stolicy wyrosła na dzisiejsze zagłębie turystycznych hoteli dzięki hippisom, którzy tu właśnie podejmowali decyzje o tym, co dalej ze sobą zrobić.: czy jechać do Nepalu, czy może raczej na piaszczyste plaże Goa. Decyzja była silnie uzależniona od pogody, niemniej jednak to Katmandu kojarzone było z kresem drogi. Tu kończyła się droga i rozpoczynały nieprzemierzone szczyty Himalajów.
Przez Benares, znany dziś jako Waranasi, przybysze docierali w dolinę Katmandu, budząc ciekawość Nepalczyków, nieprzywykłych to widoku białego człowieka. Wielu dzięki hippisom mogło zapewnić sobie lepsze życie: otwierali dla nich miejsca noclegowe, knajpy, sklepy no i oczywiście uprawiali konopie.
Ulica w Katmandu, przy której najczęściej zatrzymywały się grupy młodych europejczyków, do dziś nazywana jest Freak street – ulica dziwaków. W jej pobliżu udało mi się kiedyś odnaleźć ślady minionego. Starszy dziś mężczyzna, swój kawiarniany biznes rozkręcił właśnie na hippisach, którzy tęskniąc za zachodnimi wypiekami, przychodzili na ciasto i kawę do Snowmana. Ktoś grał na gitarze Man who sold the world Davida Bowie’go, kiedy pojawiłem się tam po raz pierwszy. Ściany tak jak kiedyś pokryte są informacjami od włóczęgów, którzy byli tu wcześniej. Pytam Snowmana o tamte czasy. Uśmiecha się i mówi że dobrze je pamięta. W końcu to także jego młodość.

Do 1973 roku wszelkie używki produkowane z konopi były w Nepalu w pełni legalne, jednak kiedy masy młodych ludzi z przepalonymi mózgami zaczęły wracać do domów, rządy ich krajów, wymusiły zmiany w nepalskim prawie. Zniknęła także możliwość kupowania długoterminowych wiz dla obcokrajowców, na czym zyskali najbardziej nepalscy urzędnicy przedłużający możliwość pobytu w ich kraju za odpowiednią łapówkę.
Jednak do dopiero koniec lat 70. przyniósł zmiany, których następstwa do dziś uniemożliwiają swobodną, lądową podróż do Indii. W 1979 roku Rosja zaatakowała Afganistan pogrążając go w chaosie, który trwa dnia dzisiejszego. Iran przeszedł rewolucje Islamską zmieniając się w Państwo wyznaniowe.
Dzisiejsze Katmandu, coraz mniej przypomina to z romantycznych czasów pierwszych backpackerów. Miasto zniszczone przez trzęsienie ziemi powoli podnosi się z kolan, a turystyczna dzielnica Thamel, zamiast długowłosej młodziezy, podejmuje tych, którzy wolą sięgnąć nieba przy pomocy czekanów, zamiast zielska. Ciasteczka z haszem ustąpiły miejsca górskim kurtkom, butom i plecakom. Jednak wokół ciągle roztacza się aura odległej kultury, mieszanka wyznań, i ciągły stan odkrywania zaginionej cywilizacji, który tak jak kiedyś hippisów, tak i dziś przyciąga pod szczyty Himalajów kolejnych wędrowców.
