Nigdy nie poleciłbym komuś tego kraju. To kierunek do którego trzeba dojrzeć samemu. Albo i nie.  Wydawało mi się, że jestem gotowy na taki szok kulturowy. Bezmiaru odmienności  nie byłem jednak w stanie przyswoić, przejść do normalnego funkcjonowania – wszystko jedno czy na moich zasadach, czy na zasadach społeczeństwa w którym się znalazłem.  Mogłem się tylko zobojętnić. Czy jednak żałuję decyzji o tej podróży? Na pewno nie!

Nie ufaj nikomu

– moja żona nie uwierzy że to jest możliwe! To na prawdę cały Twój bagaż na 3 tygodnie?!

Nie mógł wyjść ze zdumienia hindus z którym dzieliłem podróż nitką metra. Plecak faktycznie nie mógł być za duży bo leciał ze mną jako bagaż podręczny. Miał może ze 40 litrów pojemności. Tak więc droga z lotniska na Pahargandż, niegdysiejszą noclegownie hipisów szukających tu nirwany upłynęła mi na rozmowie o kobietach i pakowaniu. Na koniec mój towarzysz poprosił o moje zdjęcie z  ekwipunkiem, żeby miał co pokazać małżonce. Zgodziłem się.Drzwi wagonu się zamknęły, a ja byłem już na peronie stacji New Delhi dobrze nastrojony po rozmowie z przygodnym nieznajomym. W sytuacjach takich jak ta, człowiek nabywa tych myśli, które wracają później, w sytuacji  podejmowania decyzji. W końcu facet mnie nie okradł, niczego mi nie wciskał,  niczego  nie chciał. Może wszyscy tutaj są tacy mili i otwarci? Nie są.

Czerwony Fort Delhi Indie
Przed Czerwonym Fortem w Delhi

Z  dworcowego tłumu wylewającego się na główną ulicę Pahargandżu, wyłapuje mnie sympatyczny młody chłopak.

– Nie potrzebujesz mapy? pyta badawczo

– Nieee, mam swoją 

pokazując na wydruki z google maps.

–  Z tą mapą tylko sie zgubisz, chodź za mną tu zaraz jest informacja turystyczna. Dostaniesz porządną mapę za darmo.

Centrum Delhi Indie
Centrum Delhi

Z ruchliwej ulicy zeszliśmy w te mniej uczęszczaną, a potem w  kolejną i kolejną aż tłum całkowicie sie rozrzedził. Już widziałem oczami wyobraźni jak jestem wciągany do jakiejś bramy by wyciąć mi nerki.

I naglę  w miejscu w którym prędzej spodziewałbym się okrętu, wyrasta przede mną informacja turystyczna.  Chłopaczek, który mnie tam przyprowadził, uprzejmie sie pożegnał i zniknął tak szybko  jak sie pojawił. No to już wejdę jak jestem, przynajmniej porządną mapę dostane.  Lokal w środku odstawał od otoczenia. Czysto, nic nie śmierdzi,  klimatyzacja ustawiona na 20 stopni, dmucha we mnie przyjemnym chłodem, a panowie w śnieżnobiałych koszulach pod krawatem grzecznie pytają jak mogą mi pomóc. 

– Noooo…..czy mogę dostać darmową mapę?

Oczywiście sir! proszę bardzo. A przy okazji nie potrzebuję Pan może biletów na pociąg?

– Nie, już kupiłem przed internet, zanim tu przyjechałem.

– A czy mogę zerknąć na pańskie bilety?  W sumie co mi tam szkodzi, myślę sobie podając mu bilety.

– Pańskie bilety są nie ważne!

Zamurowało mnie. To by oznaczało, że mój plan poruszania się po Indiach całkowicie sie zawalił. Każdy, kto przebrnął przez kupowanie biletów online na koleje indyjskie wie, że miejsc bardzo szybko ubywa. Fora internetowe ostrzegają przed zakupem biletów w kasie na miejscu, bo zwyczajnie bilety mogą być wyprzedane na długo przed odjazdem.

– ale co z nimi jest nie tak?! Dopytuję  zdenerwowany.

– otóż kupił Pan bilety z puli general quota, Ta kwota biletów przeznaczona jest  tylko dla hindusów, proszę spojrzeć na ekran: tu jest pula tourist quota i to z niej powinien Pan wykupić bilet.

Tłumaczy hindus pokazując dobrze mi znane okno rezerwacji biletów

-To nie możliwe! general quota jest dostępna dla wszystkich. Gdyby było inaczej, to miałbym zablokowany dostęp do tej puli biletów… odpowiadam z nadwątloną pewnością w głosie.

–  Sir, tu też jest pula biletów na wagon tylko dla kobiet. Też może je Pan kupić. Myśli Pan, że mając bilet z kwoty dla kobiet, pozwolą Panu wsiąść do kobiecego wagonu?

– no nie….

– Tak więc mogę Panu za niewielką prowizją przebukować te bilety na odpowiednie. Co prawda w innym kierunku, ale na miejscu mamy świetne hotele i atrakcje takie jak…..

– to ja sie jeszcze zastanowię.

Zabrałem bilety, darmową pożal się Boże mapę, i z frasunkiem poszedłem do swojego hostelu.

Przewinąłem całą sytuacje gospodarzowi. I ten wziął do ręki moje bilety. Krótko je oglądał i powiedział tylko: Oni kłamali, Twoje bilety są w porządku.

Test na tolerancje

Zawsze uważałem i nadal uważam, że każdy naród, czy inna zbiorowość może na swoim kawałku ziemi żyć tak jak chcę. Podróż w ich świat, może być przyjemna lub traumatyczna, łatwa bądź męcząca, ale zawsze będzie ciekawa i dostarczająca emocji. To stanowi o celowości przesuwania swoich granic poznania. Jednak czy mieszanie tych światów, lub pozwalanie by funkcjonowały obok siebie jest w ogóle możliwe? Po  tym co zobaczyłem w Indiach uważam, że nie. W tej konfrontacji obie strony coś tracą, stają sie nijakie i pozbawione własnej tożsamości. To, co dla nas jest postrzegane jako prostactwo czy zwykłe chamstwo, gdzie indziej potrafi być elementem tak oczywistym jak oddychanie.

Dźodhpur i Twierdza Mehrangarh Indie
Dźodhpur i Twierdza Mehrangarh

Poranny pociąg wiezie mnie do Dżodhpuru. Mężczyzna w porządnie wyprasowanej, kraciastej koszuli siedzi na wprost mnie. Fakt, że z roznoszonych po przedziale gazet wybrał tą pisaną po angielsku, dowodzi jego wykształcenia. Było za nami już trochę drogi, kiedy nachylił się nad kobietą siedzącą obok, odchrząknął to co mu na gardle zalegało i otwierając okno wypluł wszystko na zewnątrz. Nikt nawet nie drgnął. Tylko ja westchnąłem. I tak jechaliśmy sobie dalej.

Dźodhpur Indie
Przed bankomatem w Dźodhpur

Dżodhpur przywitał mnie upałem i typowym dla hinduskim miast zgiełkiem. Wybrałem z bankomatu jakieś pieniądze, ale w pobliżu nie było nic, co mogłem kupić do jedzenia. W budzie na skrzyżowaniu ślepy starzec sprzedawał wodę i ciastka. W każdym bądź razie nie wiele więcej tam było. Podążał za moim głosem, próbując bardziej zgadnąć to czego mi akurat potrzeba. Po omacku łapał za przypadkowe  towary,  a jego pokryte bielmem oczy, spoczywały jakby na kimś za mną, kiedy  z pytaniem w głosie, rzucał to swoje this?  Wziąłem cokolwiek.   Młot udarowy, który rozwalał  i tak zmasakrowaną już nawierzchnie ulicy,  nie pomagał nam w komunikacji.  Wracając  wieczorem do hotelu, kupiłem na straganie, smażone w głębokim tłuszczu jedzenie. Było to  coś zawinięte w ciasto z którego wystawał ogonek, ale spokojnie nie był to szczur czy inna mysz. Wszystko wskazywało na paprykę – pytanie stanowiła jej ostrość. Lubię ostre żarcie to też wziąłem dwa takie zawijańce. Podano mi to na gazecie i szczęśliwy pognałem na nocleg. Na recepcji sympatyczny hindus zabawiał mnie klasycznym small-talkiem.

Dźodhpur Indie
Dźodhpur

-a wiesz jak się to je?  Zapytał wskazując na to co znajduje sie w przesiąkniętej tłuszczem gazecie, którą trochę nie chcący zapaskudziłem kontuar.

–  myślę że tak

-łamanym angielskim powiedział : you eat chilli – toilet is your friend. Wziął moje danie i gołymi rękoma  wybebeszył z niego ostre papryczki. Następnie w poczuciu uratowania mnie przed przydługą  wizytą w kiblu, oddał mi moją parującą, rozgrzebaną papkę. Zjadłem i tak.

Zachód słońca nad Dźodhpur Indie

Po jakimś czasie dziwiłem się, że jestem w stanie jeść, patrząc jednocześnie jak ktoś właśnie wymiotuje na ścianę. Zastanawiałem się, czemu tak słabo to odczuwam, że nie robi to na mnie jakiegoś wrażenia. Teraz, wydaje mi się że był to mechanizm psychicznej adaptacji. Inaczej nie dało by się tego znieść. Tak chroniłem się przed tym, co normalnie budzi we mnie odrazę.

Dźodhpur Indie
Dźodhpur

Emocje pojawiały się wówczas kiedy w tym pełnym barwnym kontrastów kraju, to ja okazywałem się być śmiesznym kuriozum, które trzeba wytknąć palcami.  

Świątynia Szczurów w Deśnok Indie
Szczurki za moimi plecami dopadły się miski z mlekiem

Deshnok jest wioską w pobliżu granicy z Pakistanem. Turystów tu mało, bo mają zwykle nie po drodze. Obcych przyciąga tu świątynia Karni Mata, będąca domem dla setek szczurów, którym tu oddaje sie cześć. Dla miejscowych to nie szczury, a właśnie przyjezdni biali, są atrakcją. Dzieciaki kupują na straganie szczurze frykasy, by zanieść je do świątyni w ofierze. Jeden śmielszy dzieciak poprosił mnie o wspólne zdjęcie. Zgodziłem się naturalnie, co poskutkowało foto sesją z całym szkolnym autobusem.  Jakiś klasowy kozak podczas robienia zdjęcia, podsunął mi pod usta garść nasion słonecznika przewidzianą dla szczurów, co naturalnie wywołało salwy śmiechu wokoło.

Indie różowe miasto
Dla wielu miejscowych, biali są atrakcją większą niż zabytki

Gdyby ktoś zachował się w Polsce podobnie wobec ciemnoskórego, z automatu dostał by łatkę rasisty i oburzenie społeczeństwa. A może to my jesteśmy przesiąknięci polityczną poprawnością, która daleka jest od pierwotnej, ludzkiej natury? Jednak w chwili kiedy spotyka Cię podobna sytuacja, ciężko Ci usprawiedliwić zachowania miejscowych.

Jak francuski pudel

Nie jestem typem podróżnika, który szczęśliwy jest wtedy, gdy na śniadanie dostanie jajka po benedyktyńsku,  a pokój ma co najmniej 20 metrów powierzchni. Zwykle zjem byle co, a jak w drzwiach jest zamek, to wyśpię sie właściwie wszędzie. Może dzięki temu udaje mi się odczuwać bardziej przestrzeń w której sie znalazłem i dzielić życie ludzi których mijam na ulicy. Indie jednak są inne.  W Waranasi, gdzie hindusi o wschodzie słońca dokonują rytualnych obmyć w wodach Gangesu skażenie bakteriami fekalnymi  przekracza normę 120 razy. 60 000 hindusów zażywa w tym ścieku kąpieli każdego dnia.

Niekończące się kremacje dostarczają świętej rzece kolejnych popiołów. Osoba której prochy trafiły do Gangesu natychmiast osiąga stan nirwany. Kremacja jednak kosztuje, niekiedy ponad 100 dolarów, toteż nie rzadkie są przypadki palenia zwłok przez rodziny gdzieś na uboczu i wrzucanie niedopalonego ciała w nurt rzeki. Woda jest brunatna od wszelakich zanieczyszczeń. Z obrzydzeniem patrzę jak niektórzy myją nią zęby.

Waranasi Ghaty Gangesu Indie
Żebracy na ghatach

Z rzeki wynurzają sie schody ghatów, na których pielgrzymi przygotowują się do mycia. Na każdym stopniu ghatu  Daśaśwamedh siedzi żebrzące dziecko. Żebracy mają przed sobą metalowe miski w której co chwila brzęczy jakaś ofiarna rupia. Między ludźmi przechadzają się krowy, którym podsuwane są na papierowych tackach wymyślne smakołyki. Otumaniony tym widokiem, nagle czuję jak moja stopa ląduję w czymś lepkim i ciepłym. Czuję to doskonale bo mam na nogach sandały. Cały but upaprany jest w krowim gównie.  Dopiero w tej sytuacji uświadomiłem sobie jak daleko jestem  od tych ludzi którzy są wokół mnie. W pierwszym odruchu chcesz umyć nogę w Gangesie, ale szybko odchodzi mi na to ochota. Jak musiałem wyglądać w oczach tych biedaków, kiedy kupiłem na straganie zaplombowaną na wypadek podrobienia, butelkę czystej wody mineralnej, tylko po to, by doprowadzić sobie stopę do jako takiego ładu? Czułem się z tym jak rozkapryszony turysta, któremu z dobrobytu poprzewracało się w głowie.

Święte krowy Waranasi Indie
Święte krowy mają tu często lepszy żywot niż ludzie

Zanim trafiłem do Waranasi miałem inną sytuacje na ulicy w Delhi. Młody hindus, mijając mnie na chodniku w przyjacielskim geście uśmiechnął się do mnie szeroko i  wyciągając dłoń na powitanie. Podałem mu wprawdzie swoją, jednak szybko wyrwałem ją z uścisku co wyraźnie sprawiło mu przykrość. Pamiętam ten zawód w jego oczach. To było na początku mojego pobytu w Indiach. Powiedziałem sobie wtedy, że nikomu nie odmówię uścisku ręki czy zdjęcia.  Zdarzyło się później, że ktoś podał mi rękę i z pewnym niepokojem odkrywałem  że jej właściciel ma pożółkłe bielmo w oczach. Nigdy tak dokładnie nie szorowałem rąk jak w Indiach.

Ganges Indie Waranasi
Ganges o poranku

Także i w Waranasi trafiłem na grupkę nastolatków która koniecznie chciała się ze mną przywitać. Wyciągnąłem dłoń do pierwszego z nich, a ten chwycił ją obiema rękami  i usilnie przesuwał nimi tak, jakby coś we mnie wcierał. Chłopcy zaczęli sie śmiać gdy wyrwałem z uścisku swoją dłoń. Wmówiłem sobie, że oto właśnie dałem się czymś zarazić.  Tak czy inaczej, kilka dni później kiedy już byłem w Nepalu, odkryłem na całym ciele drobną wysypkę. Nigdy wcześniej nie miałem tego typu problemów skórnych. I tak jak na rasowego hipochondryka przystało pognałem do międzynarodowego szpitala w Katmandu, Leśna Góra się  przy nim chowa.

Tam też odebrałem ważną lekcje: ubezpieczenie podróżne to podstawa. Dziś wstydzę się o tym pisać, ale wtedy takiego ubezpieczenia nie miałem. Leczenie mojej, jak się na szczęście okazało,niegroźnej wysypki kosztowało mnie tam 200 dolarów. Przeciągnąłem kartę przez terminal i przez głowę przebiegła mi myśl, że te pieniądze wystarczyły by na spełnienie marzeń o spaleniu nad Gangesem dwóch starców, którzy przybyli do Waranasi tylko po to by tam umrzeć.

Przez dziurkę od klucza

Pod schody prowadzące do głównego wejścia na teren Meczetu Piątkowego w Delhi podjeżdża autokar wyładowany turystami. Ich droga z autobusu na teren świątyni musi być maksymalnie krótka. Pewnie gdyby było można, to kierowca zaparkowałby na świątynnym placu. Dopiero co wysiadłem z metra i przepchałem się przez Meena Bazar

Meczet Piątkowy w Delhi Indie
Meczet Piątkowy w Delhi

Widziałem bezdomnych. Śpią  na chodniku pomimo tłumu tych co chcą kupić i tych co jeszcze bardziej chcą sprzedać. Chłopiec wyciska sok z pomarańczy paląc przy tym kadzidła, by to zabiło zapach uryny ciągnący od wilgotnych ścian. Starsza kobieta nie pytając mnie o zdanie, rysuje na moim czole czerwoną kropkę i woła za to dolara. Pochylony starzec prosi zarobionego fryzjera o jałmużnę , ale ten zajęty jest kolejną głową. Wszystko dzieje się w jednej chwili.

Wielokrotnie widziałem autobusy turystów przez kolejnymi must see ,i zawsze dopadała mnie pytanie o to czy nie są ciekawi tego, jak naprawdę wygląda kraj półtora miliarda ludzi, kraj króry ma swoją bombę atomową, program kosmiczny i są w 1/3 analfabetami. Muzea i zabytki, choć piękne, zamiast pokazywać istotę Indii, wydają się często być jej zasłoną. Z drugiej strony, takie Indie obiecują turystyczne foldery. To kobiety w sari chcą fotografować turyści, a nie te, które buty zrobiły sobie z plastikowych butelek.

Dużo bardziej szokuje ignorancja tych którzy urodzili się w zamożniejszej kaście.  Ich umysły całkowicie odfiltrowują zjawiska biedy, bezdomności czy zanieczyszczenia.Mój pierwszy hinduski pociąg zawiózł mnie do Dźajpuru. 300 km trasy kosztowało mnie około 30 zł. W cenie, oprócz miejscówki miałem podane ciepłe śniadanie i lokalną prasę. Podawano akurat kawę kiedy klimatyzacja zaciągnęła nieco śmierdzącego odchodami, zgnilizną i śmieciami powietrza. Przejeżdżaliśmy przez ciągnące się kilometrami slumsy. Gliniane lepianki, nagie dzieci grzebiące w śmieciach miedzy torami, wychudzone psy…wszystko tworzyło makabryczny  kontrast, doprawiony poczuciem winy i niesprawiedliwości.

Slumsy z okien pociągu  Indie
Slumsy z okien pociągu

Kiedy przejeżdżaliśmy przez to rojowisko nędzy,  mój współpasażer z fotela obok, który  był zadbanym młodym mężczyzną, opowiadał mi o pracy mówcy motywacyjnego. Mówi hindusom że mogą być kimkolwiek chcą, a bycie zamożnym to tylko kwestia wyboru.  Zanim na dobre minęliśmy slumsy, zdążył się jeszcze pochwalić  filmikiem na YouTube, ze sobą w roli głównej.

Wydawało mi się, że choć trochę wiem do jakiego kraju się wybieram. Myliłem się bardzo i nie wiem czy znajdzie się ktoś, kto po wizycie w Indiach uczciwie będzie mógł powiedzieć: “było tak jak sobie to wyobrażałem”.

Share: