Wnętrze chatki sylwestrowej w Górach Bystrzyckich

Są takie zbieżności czasu i miejsca, na przecięciu których w ludzkich umysłach rodzą się niepokojące myśli. Gdybyśmy trafili do samotnej chatki w Górach Bystrzyckich w słoneczne popołudnie, albo zastali w niej biwakujących chłopców z ojcem uczącym ich survivalu, zapewne sami zapragnęlibyśmy spędzić tam kiedyś noc. W naszym przypadku było jednak inaczej.

Poranna mgła była tak gęsta, że ledwo dało się dostrzec korony drzew, zaglądających w okna schroniska Jagodna. Mogliśmy się obudzić chłodnym początkiem kwietnia, lub poszarzałym świtem schyłkowego października. Widok tego co na zewnątrz, nie zdradzał nam pory roku. Dopiero kalendarz uświadamiał, że mamy środek lipca. Jak te ślepe koty, szukaliśmy drogi w zawieszonej między drzewami wilgoci. W takie poranki nie dające nadziei na daleki horyzont czy dachy sudeckich wsi i miasteczek gdzieś w dole; wędrówka do zagubionej w lesie chatki nasiąka zimną aurą tajemniczości, zupełnie tak jak nasze buty nasiąkają kroplami rosy, nie mieszczącej się na wysokich źdźbłach trawy. W końcu bita droga, przez którą przeciągnięto żółty szlak jest tylko chwilowym luksusem, z którego rezygnujemy dla rozdartych ciężkimi pojazdami leśnych duktów, oddanych teraz wodzie z tak wyczekiwanych jeszcze nie dawno deszczów.

Góry Bystrzyckie
Żółty szlak ze schroniska Jagodna

Na jednym z tych siedmiu sandomierskich wzgórz stoi moje liceum. Przychodzi mi teraz na myśl lekcja łaciny. Nauczycielka, która sama mogła pamiętać kilku ostatnich rzymskich cesarzy, przekonywała plastyczne jeszcze umysły nastolatków, że znajomość tego języka pozwala jej się dogadać, ze wszystkimi narodami zachodu Europy.

Silva – las.

– Od tego słowa pochodzi imię Sylwester oraz Sylwan. Tłumaczyła.

Chatka sylwestrowa
Chatka sylwestrowa

Drugie, nieznane dotąd mi imię, umieszczone w nazwie myśliwskiego sklepu na Opatowskiej, naprzeciw kościoła Św. Ducha, nagle nabrało sensu. W czasach mojego dzieciństwa wejście za jego próg wydawało mi się tyle nieodpowiednie co ekscytujące jak wejście do sex-shopu. Sylwana zamknęli, by ojciec Mateusz miał gdzie sprzedawać swoje lody, spragnionym atrakcji turystom.

Chatka sylwestrowa
Chatka sylwestrowa

No więc idę tym mglistym porankiem, z chlupoczącą w butach wodą i myślę o Sylwestrze, że to jednak dobry patron dla samotnej leśnej chatki. Może wcale nie chodziło o wyprawiane tu przez wrocławskich studentów imprezy, żegnające stary i witające nowy rok.

Jest inna od tych które widziałem pod Śnieżnikiem i Czernicą. Ta w górach Bialskich, choć znajduje się w równie odludnej okolicy, jest doskonale utrzymana i wyposażona. Chatka w masywie Śnieżnika natomiast, wydaje się mieć już mocno wydeptaną ścieżkę prowadzącą pod jej progi, a i jej okolica jest mocno popularna wśród górskich piechurów.

Chatka Sylwestrowa nie jest więc ani szczególnie wyposażona, ani położona w okolicy popularnych szlaków. Mówiąc brzydko: jest zaniedbana.

Nie znaczy to jednak, że nikt do niej nie zagląda. Ci, którzy byli tu przed nami zostawili aż nadto śladów po sobie.

Na stole wala się duża puszka, z etykietą racji żywnościowych Wehrmachtu. Zapewne nie zostawił jej tu żaden zagubiony Niemiec. Data produkcji wybita na denku wskazuje nieodległą przeszłość. Odwzorowana etykieta opatrzona jest zakazanym skądinąd symbolem swastyki. Ktoś musiał zadać sobie trud przemianowania zwykłych zamojskich flaków na prowiant czasu wojny. Umysł w lot stawia sobie pytanie: po co to komu?

Wnętrze chatki sylwestrowej w Górach Bystrzyckich
Niepokojąca ta puszka…

Jak lawina schodzą z wierzchołków mojej pamięci historie studentów, zamordowanych rzekomo przez neonazistów w okolicy, internetowe doniesienia o głazie ukrytym w tych górach, z wykutym napisem: “Ten kamień przeminie ale III Rzesza nie przeminie”, gdzie ponoć dzieją się niezdrowe rzeczy. W końcu asfaltowa droga obok Jagodnej, budowana na polecenie samego dowódcy Luftwaffe – Göringa.

Mgła zaczęła się podnosić,  a kolejne rzędy leśnych drzew odsłaniały przed nami swoje nagie pnie. Jednak tego dnia, tajemniczość miejsca w którym się znaleźliśmy nie ustąpiła ani na chwilę. Pojawiające się znikąd podmuchy świszczącego wiatru zamiast rozwiać lęk przed nieodkrytym, jedynie go spotęgowały. Ostatecznie pozostawiliśmy to miejsce samemu sobie.

Góry Bystrzyckie
Wątły strumyk obok chatki stanowiący punkt czerpania wody
Share: