Potok Piekiełko obok Solnej Jamy

Kręcę się w wyleniałym dresie po kuchni co chwila spoglądając na czajnik, który z impetem jak to ma w zwyczaju, oznajmi, że zagotował już wodę na herbatę. Kręcę się i myślę, jak ogarnąć ten wpis o Górach Bystrzyckich, które schodziliśmy równo tydzień wcześniej. Górach, które w opinii wielu są przeraźliwie nudne. Czy pisać o wieży na Czerńcu, która jest i zamku poniżej, który był? Powielać treść przewodników, czy jednak lepiej uchwycić impresje tamtego miejsca i czasu?

Za dużo się jednak wydarzyło podczas ostatniego wyjazdu by o tym nie napisać. Oddaję Wikipedii kwestie encyklopedycznych opisów, co najwyżej zostawię co nieco od siebie pod zdjęciami. No więc posłuchajcie.

Zbliża się dwudziesta jak w  marcowy wieczór forsujemy małą skodzinką Przełęcz nad Porębą. Prognozy pogody z początku tygodnia dobrze nastrajały: piękne słońce i zero opadów śniegu. Z prognozami jednak jest ten mały problem, że nie zawsze się sprawdzają.

Dziwne, że w Sudetach, tak podzielonych i posegregowanych przez ich niegdysiejszych niemieckich gospodarzy nasza przełęcz nie stanowiła odwzorowanego w mapach podziału Gór Bystrzyckich.  Kłodzkie uzdrowiska: Polanica, Duszniki i Kudowa oraz narciarski ośrodek w Zieleńcu są jak rogi wielkiej płachty pokrywającej ten opustoszały masyw zieloną kartografią. Niekończące się leśne dukty powielone jak przez kalkę, mogą pociągać samotników i amatorów największej leśnej głuszy. I można by się tu kłócić czy bramą przemiany północnych Gór Bystrzyckich w południowe, nie jest jednak Przełęcz Spalona.  Ale nie. Ostatni róg tej zielonej płachty musi być przeciągnięty aż do Przełęczy nad Porębą, bowiem aż tu doświadczamy oddziaływania niesfornego ducha tej części Gór Bystrzyckich –Vogelhannesa, który od stuleci ze Smolnej plącze drogi podróżnym i wpędza ich w tarapaty.

Zwolnij bo sarna! …Nawet jej nie widziałem, kiedy na pełnym gazie walczyłem z drogą i jej stromym podjazdem. Nie musiałem zwalniać. Lód pod letnimi oponami i grawitacja skutecznie wyręczały mnie w realizacji tego pomysłu, aż w końcu całkowicie unieruchomiły auto. A było już tak blisko!

Mamy w bagażniku łańcuchy na koła, toteż sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna – pomyślałem.

I tak w mroźny wieczór przy świetle latarki przystąpiłem do brawurowego uzbrajania opon… pierwszy raz w życiu.

Podchodząc pod Gniewosz możemy podziwiać piękne panoramy na Masyw Śnieżnika

Droga, podróż, wyprawa. Zwał jak zwał. W każdym przypadku stanowi ona dla nas wyzwanie. Bez względu na to, czy jedziemy do Indii czy na turnus do sanatorium w Ustroniu, musimy wykrzesać z siebie odpowiednią ilość odwagi by przynajmniej ruszyć z miejsca. Jedni całe życie poddają się obawom, którymi żywi się nasze zwątpienie i strach. Sprawdzają się tu słowa Yanna Martela, że :

Wybierając zwątpienie jako filozofię życia to tak, jak wybierać bezruch jako sposób przemieszczania się w przestrzeni”.

Drudzy natomiast, których Ci pierwsi posądzają o zbytnią brawurę, często mają nadmiar odwagi do tego by wyjść z domu i stawiać czoła coraz większym wyzwaniom. Za te nadwyżki odwagi względem przygotowania i doświadczenia przychodzi jednak płacić. Tak było w Nepalu, kiedy bez ubezpieczenia wylądowałem w międzynarodowym szpitalu w Katmandu z wysypką. Ta jakże przyjemna wizyta skutkująca zaleceniem zażycia wapna, kosztowała mnie 200 dolarów.  Teraz już wiem, że ubezpieczenie warto w podróży mieć, nawet jeśli wydaje nam się, że zwykła karta EKUZ załatwia sprawę.

W kierunku Solnej Jamy

To, co wydarzyło się na Przełęczy nad Porębą w miniony weekend nauczyło mnie zakładania łańcuchów na koła oraz tego, że oś na którą je montujemy jednak ma znaczenie, i że nie wyłącza się silnika kiedy stojąc z włączonymi światłami na oblodzonym wzniesieniu drogi walczymy z problemem. Nade wszystko jednak, doświadczyłem wielkiej dobroci ze strony osób, którzy nie zostawili nas na odludziu z rozładowanym akumulatorem w środku nocy ( Tak, tak, padł nam jeszcze akumulator na mrozie!). Byli miejscowi, a my jechaliśmy szukać działki pod nasze górskie siedlisko. Jeśli uda nam się jakąś znaleźć, to o sąsiadów mogę być już spokojny.

Sprawnie podładowaliśmy akumulator i szybko znaleźliśmy się na górze. Dalsze kilka kilometrów do Niemojowa to już błogie poczucie ulgi i stukot założonych łańcuchów. Chyba nigdy wejście do obcego domu nie było dla mnie tak przyjemne jak wtedy. Z objęć Vogelhannesa trafiliśmy w gościnne progi dobrego ducha południowej części Gór Bystrzyckich – Pani Danusi Ptasińskiej. Było po 22:00 kiedy wreszcie mogliśmy odetchnąć przy rozgrzewającym kieliszku domowego samogonu.

Gniewoszów powstał jako osada związana z pobliskim zamkiem Szczerba, prawdopodobnie już w XIII wieku. Na początku XX wieku, wielu jeździło tu na wczasy

Tak. Za nadmiar odwagi w pokonywaniu kolejnych kilometrów przychodzi mi nieraz zapłacić. Pewnie, że rzuciłem parę stów ludziom, którzy w piątkowym wieczór mieli pewnie przyjemniejsze rzeczy do roboty niż stanie na mrozie, ładowanie akumulatorów i przekładanie łańcuchów.  Jednak Ci, którzy nie zdobywają się na taką odwagę też muszą za swoje braki zapłacić prędzej czy później: siedzeniem w domu, jeżdżeniem ciągle w to samo miejsce wytartą trasą, rezygnacją z sanatorium do którego dojazd wymaga trzech przesiadek lub płaceniem za dojazd do niego ekstra. Różnica tkwi jednak w tym, że swojego strachu i pieniędzy nie wymieniamy tu na wiedzę, doświadczenie i wspomnienia.

Sodowe światło latarni barwiło śnieg w zaspach na rudy kolor i doświetlało ostatni w Polsce znak informujący, że zanim są już tylko Czechy, kiedy w ciepłych wnętrzach swojego gościńca nasza gospodyni zarzucała nas opowieściami o tym jak zaspała na spotkanie z Wałęsą, o tym jak tańczyła w Jagodnej z młodym Ibiszem i jak ze służbami specjalnymi zbierała kanie z wojskowego śmigłowca.

Opis Szlaku

Szlak który proponujemy jest przyjemną pętlą w rejonie Czerńca, góry która zyskała w ostatnim czasie wieżę widokową, z której rozpościerają się piękne widoki na czeskie Góry Orlickie z widocznym kościołem w Neratowie, masywem Jagodnej i połaciami łąk wsi Lesica. Oczywiście świetnie widać także wschodnią część Kotliny Kłodzkiej z masywem Śnieżnika na czele. Trasa spina turystyczne miejscówki, które już przed wojną przyciągały w ten rejon niemieckich turystów. Zamek Szczerba, który stosunkowo dobrze przeszedł przez destrukcyjne dla Ziemi Kłodzkej lata Wojen Husyckich, napędzał w czasach swojej świetności rozwój przyzamkowej osady Gniewoszów. Dzięki bliskości zamku i jaskini Solna Jama, Gniwoszów stał się szybko miejscowością letniskową oferującą piękne widoki na Masyw Śnieżnika. Dotarciu w te rejony miała pomóc budowana przez nazistów tzw. Autostrada Sudecka. Jadąc lub idąc wspomniana drogą przez Gniewoszów, w stronę Jagodnej docieramy do punktu widokowego na Jedlniku, gdzie ustawiony głaz stara się jakoś znaleźć styczne punkty polskiej historii z tymi terenami. Podobno miał tędy powracać spod Wiednia król Jan III Sobieski po zwycięskiej bitwie z Turkami.

Dużą zaletą tej trasy jest to, że możemy ją pokonać w pętli, wychodząc z licznych wiosek Gór Bystrzyckich: Lesica, Niemojów, Poniatów, Różanka czy Gniewoszów. Jednak to z Gniewoszowa właśnie trasa będzie najkrótsza, gdyż nie będziemy musieli pokonywać dodatkowych kilometrów na dojście do pętli.

Na skróty:

  • Opisywany szlak z ruinami zamku Szczerba, jaskinią Solna Jama i wieżą widokową na Czerńcu, najlepiej rozpocząć w Gniewoszowie.
  • Auto najlepiej zostawić na niewielkim parkingu przy drodze, na wysokości zamku, tak by najpierw idąc przez Gniewoszów i dalej na Jedlnik i Czerniec, mieć w drodze powrotnej już z górki. Gdyby jednak nie było miejsc na proponowanym parkingu, znacznie więcej miejsca znajdziecie tuż obok pamiątkowego głazu na Jedlniku
  • Jeśli nie masz zbyt wygórowanych wymagań co do noclegu to polecamy zakwaterowanie w Gościńcu u Pani Danuty Ptasińskiej w Niemojowie. Warunki adekwatne do ceny, za to wyżywienie, klimat i towarzystwo Pani Danusi bezcenne!
A może do Niemojowa? 😉
Share: