
Urlop all inlusive w zamkniętym hotelu czy wyprawa z plecakiem, własnym szlakiem bez pośredników? Każdy sposób jest dobry, jeśli pozwoli nam odpocząć. Jeden wariant różni się jednak od drugiego mniej więcej tym czym różni się sztuczne zapłodnienie od naturalnego: w obu przypadkach efekt jest ten sam, ale satysfakcja i przyjemność z tworzenia jest po stronie twórcy. Jak zaplanować samemu objazd po Bałkanach? Zerknijcie do naszego wpisu.
Na pewno nie autem!
No dobra, są tacy którzy się na to porywają i nawet sobie chwalą, ale na pewno jest coś w tym z masochizmu. Mówiąc Bałkany, mam na myśli te wszystkie kraje spoza Unii Europejskiej. Tam, gdzie przekraczamy granice na dowód osobisty i mamy dostęp do lepszej lub gorszej sieci autostrad jest OK, także znana i lubiana Chorwacja się nie liczy. Sprawa się komplikuje, jeśli wybieramy się dalej na południe.
Przede wszystkim to już spory dystans z Polski. Po drugie musimy pamiętać o konieczności wyrobienia u naszego samochodowego ubezpieczyciela Zielonej Karty. Zwykle dostaniemy taką za darmo, ale nie jest to regułą. Jeśli o takiej karcie zapomnimy, strażnik graniczny na granicy z Czarnogórą czy inną Albanią, z bezbrzeżną satysfakcją pokaże nam okienko, gdzie takie ubezpieczenie wykupimy sobie na obszar jego kraju. Warto dodać, że takie Kosowo uznaje jedynie własne polisy ubezpieczeniowe i mając na względzie chęć zobaczenia Prisztiny, musimy także o tym pamiętać.
Jednak nie papierologia i dystans są tu najbardziej odpychające, ale skala łapownictwa wśród policji i fatalny styl jazdy południowców. Te 40 kilometrów od granicy do albańskiej Szkodry było gehenną, która skumulowała w sobie całe zło drogi jaką pokonaliśmy z Polski. Fakt – Albańczycy kochają swoje auta. Mogą mieszkać w ziemiankach, ale samochód to rzecz święta.
Przez lata dyktatury Envera Hodży, prywatne auta w Albanii były czymś zabronionym. Miał istnieć tylko państwowy transport zbiorowy. Bo tak i już! No i kiedy skończyły się jedne czasy motoryzacyjnych absurdów, zaczęły się drugie. Spragnieni samochodów Albańczycy szybko nasycili swoje marne drogi przypływającym z Włoch i Niemiec szrotem, nie do końca chyba zdając sobie sprawę z tego, że jakieś reguły powinny na tych drogach obowiązywać. Tak jest do dziś. Znaki drogowe, sygnalizacja świetlna, przejścia dla pieszych – to wszystko pełni w Szkodrze jedynie bliżej nie określoną funkcję estetyczną. Trochę jakby potomkowie Skanderbega chcieli dumnie powiedzieć przyjezdnym z zachodu: A my też to mamy! Z tym, że niekoniecznie wiadomo po co.
Widziałem w Szkodrze zatrzymywanie się na środku ulicy, bo na parkingu akurat nie było miejsca, dwunasto- czy czternastoletnich chłopców za kółkiem i jazdę pod prąd na rondzie. Podobno słowa uczą, a przykłady pociągają, stąd też podzielę się z Wami jedną sytuacją.
Zbliża się wieczór, kiedy dojeżdżamy do Szkodry. Nasz hostel, mimo że jest w samym sercu miasta, chowa się nieco w bocznej bramie, przez to niepotrzebnie błądzimy po uliczkach. W nerwach przeoczyliśmy serię znaków, która mówi nam, że powinniśmy: zatrzymać się, skręcić w lewo, a w określonych godzinach nie wjeżdżać wcale. Do tego trzeciego znaku nie zastosowaliśmy się po prawdzie, zresztą jak wielu innych kierowców na albańskich blachach. Policjant jednak u nas wyczuł szybki zarobek i zatrzymał nas do kontroli.
Skończyło się na grożeniu zabraniem dowodu rejestracyjnego i nałożeniu mandatu w kwocie 200 euro, do opłacenia w banku lub na poczcie, a że ta jest już zamknięta to mogę płatności dokonać nazajutrz, a następnie poszukać swoich papierów po komisariatach. Oczywiście była też druga możliwość, zapłacenia 100 euro na miejscu i niebawienia się w zbędną biurokrację. Po długich targach skończyło się na łapówce w kwocie 50 euro. OK, powiecie: należało Wam się! Sęk w tym, że inne podporządkowane drogi, które przecinały zamknięty w danym czasie dla ruchu pojazdów deptak, nie informowały o tym fakcie. Z innej ulicy można było na niego wjechać, a z innej nie. Absurd! O tym nie wiedzieliśmy, policjant też wiedział, że nie wiemy i perfidnie to wykorzystał. Wielu pisze w internetach, że albańska policja pobłażliwie traktuje obcokrajowców. My na taką nie trafiliśmy.
A skoro nie autem?
I tu nie będzie niespodzianek. Lepiej wybrać transport zbiorowy. Jeśli kiedyś planowaliście tak jak ja jakieś samodzielne eskapady, to może zgodzicie się ze mną, że sprawnie funkcjonująca sieć kolejowa, bardzo usprawnia całe przygotowanie wyjazdu. Bo rozkład jazdy w miarę pewny jest na stronie, a i bilet można kupić zwykle online. W przypadku biedniejszych krajów Półwyspu Bałkańskiego, z pociągami jest natomiast spory kłopot. Szlaki kolejowe są porwane, połączenia okrojone, czasy przejazdu długie, a dostęp do informacji mocno utrudniony. Jeszcze gorzej jest z przekraczaniem granicy ciuchcią.
Lepiej sytuacja wygląda w krajach unijnych – tu ciekawą alternatywą jest Balkan Flexi Pass. Jeden bilet, na którym jesteśmy w stanie wystartować w Syhocie Marmaroskim na pograniczu ukraińsko-rumuńskim i dojechać do Aten lub nawet przez Istambuł do Kars na dalekim wschodzie Turcji.
Po krajach dawnej Jugosławii natomiast znacznie lepiej będzie poruszać się autobusami. Na pewno nie będą to luksusowe autokary, a dostęp do rozkładów jazdy będzie równie marny jak w przypadku pociągów, ale hej! Nie jedziemy przecież do szwajcarskich kurortów.
Jak więc w obliczu takich wyzwań cokolwiek zaplanować i nie spędzić nad poszukiwaniem informacji całego roku? Warto sobie w tym miejscu przypomnieć jedną złotą zasadę, za której przywołanie znienawidzą mnie wszelkie biura podróży.
Koniec języka za przewodnika
Wszystko fajnie, ale kogo pytać? I tu dochodzimy do mięsa. W Szkodrze trafiliśmy na świetny hostel, z jeszcze lepszą ekipą, która z wielką otwartością pomagała nam w każdej kwestii z jaką się zwróciliśmy.
Dzięki nim, błyskawicznie zorganizowaliśmy sobie transport do Thethi (koniecznie przeczytajcie o tym w naszym kolejnym wpisie!). Chłopaki, którzy prowadzą hostel, wyjaśnili nam, że działają w ramach organizacji zrzeszającej hostele na Bałkanach. Oprócz noclegu, pomagają także w dotarciu do informacji o tym jak dotrzeć z jednego hostelu do drugiego. Jestem przekonany, że pofatygują się w Waszym imieniu na dworzec i kupią potrzebne bilety. Tak samo działają inne hostele zrzeszone pod szyldem I Travel Balkans.
The Wanderers Hostel znajdziecie na Booking.com, ale lepiej dla Was, jeśli zaklepiecie nocleg bezpośrednio przez stronę I Travel Balkans, co pozwoli Wam otrzymać 10 % zniżki.
Ponadto w odwiedzanych hostelach mamy dostęp do dodatkowych atrakcji: W Szkodrze chłopaki mają m.in. swój bar i wypożyczalnie rowerów. W co czwartym hostelu dostaniecie możliwość darmowego skorzystania z atrakcji – wystarczy jedynie zbierać pieczątki od gospodarzy.
Piszę ten wpis opatulony w koc, a za oknem zalega kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu.
Mimo kiepskich początków w Albanii w związku z policyjnymi przeprawami, wspomnienia, które zostają w głowie tworzą niezwykle barwny obraz kraju, który jak wielu twierdzi jest kawałkiem Azji wciśniętym w Europę. Tak musiałaby wyglądać Polska, gdyby Sobieski jednak nie przegnał Turków spod Wiednia.
Ciężko zrobić sensowne plany na letni urlop, kiedy na świecie szaleje pandemia, ale słowo daję: Bałkany na pewno będą na naszym celowniku.