
W barku mojego dziadka stały wina domowej roboty, medale od prezydentów Rzeczpospolitej różnych ustrojów i kilka starych pocztówek. Mogłem to wszystko oglądać, tylko wtedy, kiedy dziadek szukał tam ważnych papierów, a nie szukał ich specjalnie często. Pamiętam jak drzwiczki kalwaryjskiego mebla opadały i w nozdrzach rozchodził się zapach francuskich perfum, przywiezionych kiedyś zza żelaznej kurtyny.
Zza butelek, moja dziecięca twarz odbijała się w lustrze, pokrywającym wnękę barku. Medale interesowały mnie chyba najbardziej były kolorowe, i doskonale nadawały się do jakiejś zabawy w wojsko. Dziadek mówił wtedy: „Jak umrę to będziesz sobie je mógł wziąć, teraz tylko je pogubisz”. Tak pewnie by było.
Piętnaście lat po tym, jak dziadka nie było wśród nas, przejedzony pierogami z kapusta i grzybami i karpiem który chyba wtedy wyjątkowo czuć było mułem, odsunąłem świąteczne drzewko i otworzyłem dziadkowy barek. W stercie papierów odnalazłem list, który zaraz po zakończeniu stanu wojennego dotarł do dziadka z Francji. Był to kraj emigracji jego rodziców. Tam, w Lille dziadek Edmund się urodził i spędził dzieciństwo. Wraz z wybuchem wojny francuski rząd postawił ich przed wyborem: francuskie obywatelstwo albo powrót do Polski. Wybrali Polskę. Stryj mojego dziadka – Adam, zdecydował pozostać we Francji, a później przeprowadził się na szwajcarską stronę Jeziora Genewskiego. To jego dotyczył znaleziony list. Była w nim informacja o śmierci krewnego. Posłuchajcie…
Po jego przeczytaniu listu zrobiłem to samo co mój dziadek – kupiłem bilet lotniczy do Szwajcarii.

Takie ciekawe karty pokładowe i tajemnicze adresy znajduję w barku dziadka
Zawsze wiedziałem że Szwajcaria to porządny kraj. Kiedy napisałem maila do urzędu miasta Lozanny z prośbą o wskazanie miejsca pochówku stryjka Adama szybko dostałem następującą odpowiedź:
Monsieur,
Notre office tient le registre des déces de la commune de Lausanne. Je peux vous confirmer que M. Adam Banas,
14.12.1907 – 18.07.1984 est inhumé dans la tombe N° 10’126, section A/34 du cimetiere du Bois-de-Vaux a Lausanne.
Our office manages the death registry for the city of Lausanne. I can confirm that Mr Adam Banas, 14.12.1907 –
18.07.1984 is buried in the plot N° 10’126, section A/34 of Bois-de-Vaux cemetery at Lausanne.
Meilleures salutations,
Andrew Quenet
Stryjek Adam ma naprawdę dobrą miejscówke – z widokiem na Alpy i Jezioro Genewskie. Sam cmentarz przypomina miejscami park. Sąsiedzi też niczego sobie. Kilka metrów dalej pochowany jest Pierre de Coubertin – ten od nowożytnych igrzysk olimpijsich, i Gabrielle Chanel, wielka celebrytka swoich czasów, znana bardziej jako Coco Chanel
No cóż, nie ma się co spodziewać lepszej pisowni po kimś kto od kilku pokoleń mieszka we Francji, a list pisze ze słownikiem w ręku. I tak nieźle…

Świeczka zapalona, list zostawiony jak by się ktoś tam pojawił

Będzie już tych cmentarzy. Mój dziadek nad Jeziorem Genewskim w 1975 roku i ja, równo 40 lat później.
Już wiem skąd dziadek miał pomysł na winnice pod Sandomierzem, i produkcję wina. Nad brzegiem Jeziora Genewskiego znajduje się ponad 800 hektarów pokrytych winoroślą .
Chodząc po ulicach Lozanny czy Genewy, można mieć wrażenie, iż powyższy fragment listu nie stracił na aktualności. Zapewne jak 40 lat temu byli tacy co wyglądali kilku centymów i tacy którzy rozglądali się
za nowym rolexem. Jednak Pan po lewej co chwila dyskretnie zerkał na swojego smartfona i podjadał truskawki, na które mnie w Szwajcarii na pewno nie było stać.
Oczywiście nie mogłem sobie odmówić trekkingu po Alpach, Rochers de Naye 2042 m n.p.m. widoczny na pierwszym zdjęciu był moim celem.
Kiedyś Goethe chodząc po tutejszych górach powiedział: ”Nie ma żadnych słów, którymi można by opisać wielkość i piękno tego krajobrazu”. On nie dał rady, to ja nawet nie próbuję.
Ze szczytu góry mamy piękny widok na całe Jezioro Genewskie. Jest tak wielkie że gdyby w poprzek przeciągnąć idealnie napiętą linę to po środku znajdowała by się ona 6 metrów pod wodą co wynika z krzywizny
ziemi
U stóp wspomnianego szczytu leży Montreux. Wyobraźcie sobie tarzańskie widoki, z kuracyjną zabudową Sopotu i pomnóżcie to razy 30. Tak to mniej więcej wygląda. Miejsce inspirowało wielu ludzi sztuki, długo by wymieniać.
Jednak to Freddiem Mercurym kurort szczyci sie najbardziej. Większność piosenek Queen została nagrana właśnie w tutejszym mountain studios. Ostatni album (nomen omen) “made in heaven” wydany już po śmierci wokalisty również powstawał w tym mieście. Na okładce płyty znajduję się dokładnie ten sam pomnik Freddiego patrzącego w toń jeziora w którym podobno zgodnie z jego wolą zostały rozsypane prochy artysty.
W tym wypadku czasy się zmieniły i podróżowanie stało się o wiele łatwiejsze. Nikt nie pyta o paszport a tym
bardziej wizę. Pani na lotnisku od niechcenia zerkneła w mój dowód, rzuciła tylko “bon vogue” i już chwile
później byłem 10 000 metrów nad ziemią.
