
Wchodzimy na ścieżkę, która nie jest nawet dobrze oznakowana. Właściwie, to nie jest oznakowana wcale. Zamiast ludzi spotykamy stado muflonów. Rozległe widoki i tchnienie przeszłości skryte w ruinach najwyżej położonego w Polsce zamku czy pałacyku myśliwskiego Hochbergów, są obietnicą składaną każdemu, kto zechcę odwiedzić Waligórę.
Parking
Łomnica. Mała miejscowość u podnóża Gór Kamiennych, obrosła w drobną zabudowę domków letniskowych, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na auto, tym którzy zdecydują się właśnie tam rozpocząć wędrówkę. Brak wyznaczonych miejsc do parkowania, nie oznacza, że nie ma ich wcale.
Widziałem auta pozostawione przy zatoczce przystanku autobusowego, na parkingach przed domami, które nie zdążyły oznaczyć się jako prywatne. Bezpieczne wydaje się także zostawienie auta w głębi ulicy 3 Strugi, obok punktu ujęcia wody jednak tam, droga jest już gruntowa.
Na szlaku

Za ujęciem wody w Łomnicy, zaczyna się las. Plątanina ścieżek, bez wyraźnego oznakowania, szczególnie dla pieszych może zmylić. Warto skorzystać w tym celu z aplikacji Locus map (kliknij w link by sprawdzić jak) i załączonych pod każdym wpisem pliku GPX dzięki któremu nie pobłądzimy. Pośród zielonej mieszanki drzew liściastych i tych z igłami jesteśmy sami. Oznaczenia rowerowych szlaków wskazując na przeciwne kierunki, deklarują jednocześnie dojście do tego samego celu: schroniska Andrzejówka. Wybieramy dłuższy szlak – 3,7 km, bo ten pozwoli nam dotrzeć do ruin niezwykłego pałacyku myśliwskiego Hochbergów – przedwojennych właścicieli zamku Książ.
To było kilka lat wcześniej. Czułem przeszywający chłód, kiedy wyszedłem z Andrzejówki, po tym jak chwile wcześniej moczyłem łyżkę w ciepłej zupie. Zawiesina wszechobecnej mgły, wypełniła każde zagięcie na moim ubraniu. Starszy mężczyzna łapczywie zaciągał papierosowy dym w płuca. Zaczął mówić o tej kiepskiej pogodzie, że widoczność słaba, że zimno i w ogóle lepiej wracać do środka. Przyłączyłem się do lamentu, mówiąc że w tych warunkach nie udało mi się znaleźć ruin na szczycie Waligóry, ale może to i lepiej bo i tak widoku żadnego bym tam nie uświadczył.
– miało tam być schronisko. Jednak okazało się, że radioaktywny uran w zboczu góry nie pozwala na bezpieczne przebywanie w tamtym miejscu, dłużej niż kilka godzin. Dlatego nigdy schronisko tam nie powstało.
Mężczyzna dopalił papierosa, a ja zobaczyłem odznakę przewodnika sudeckiego wpiętą w jego polar.
Tym razem widoczność pozwalała nam dostrzec jak na dłoni góry Sowie ze swym najwyższym szczytem, gdy stanęliśmy nad ruinami pałacyku Hochbergów, gdzie swego czasu rozważano budowę rzekomego schroniska. W dole, wgłębienia w dolinie wyznaczały bieg strumieni, a te z kolej narzucały przebieg drogom i ścieżkom po których dopiero co wspinaliśmy się na zbocza Waligóry.
Aby trafić do ruin, musieliśmy zboczyć z żółtego szlaku, ma który dopiero co weszliśmy. Być może faktycznie miało tam powstać schronisko, jednak ruiny do których docieramy są pozostałością dawnej owczarni, wchodzącej w skład niegdysiejszej leśnej rezydenci Hochbergów. Choć była ona opisywana jako pałacyk myśliwski, i może być kojarzona bardziej jako miejsce związane z męskimi polowaniami, to w rzeczywistości, ta górska posiadłość powstała z inicjatywy księżnej Daisy von Pless.

Podpis na pocztówce “ist abgebaut worden”, dosłownie “został zdemontowany” 1918-1925
Właściwy pałacyk znajdował się nieco poniżej ruin, przy których się znajdujemy. W nim księżna Daisy miała odseparować się od męża i sztywnych zamkowych reguł, ograniczających ją zewsząd. Nie chciała rozwodu z Hansem, nie mogąc go znieść jednocześnie. Ten dom miał być azylem dla niej i jej dzieci.
Budynek zaprojektowano tak, by łatwo można go było rozebrać i wywieść. Tak też miało się stać po I wojnie światowej. Niewykluczone, że trafił on do jednej z alpejskich posiadłości Hochbergów w Austrii.
Kilka kroków za ruinami nasza ścieżka łączy się na nowo z żółtym szlakiem na którym mijamy zadrzewiony szczyt Waligóry i bardzo stromym zejściem docieramy do schroniska Andrzejówka.
Po chwili odpoczynku, ruszamy dalej wypatrując oznaczeń żółtego szlaku. Nasza droga trawersuje odsłonięte zbocza Turzyny, gdzie przy dobrej pogodzie, krawędź horyzontu nakreśla masyw Śnieżnika.
Nieco dalej dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Jeden z nich prowadzi do najwyżej położonego w Polsce zamku. 870 metrów nad poziomem morza znajdują się ruiny zamku Rogowiec.
Aby tam trafić przechodzimy przez Skalne Bramy, które wydają się strzec przejścia do owianego przeszłością miejsca. Od XVI wieku właścicielem ruin, również byli Hochbergowie.
Jednak historia tego miejsca sięga co najmniej końca XIII wieku. Przez stulecia twierdza broniła granicy z Czechami oraz handlowego szlaku w dolinie rzeki Rybnej, była siedzibą siejących postrach rycerzy-rozbójników, by ostatecznie zostać zniszczoną w 1482 roku przez wojska Macieja Korwina, który w tym czasie budował swoje państwo od wybrzeży Adriatyku na zachodzie po grzbiety Karpat na wschodzie i Śląsk na północy.
Na skróty.
- Jeśli w góry Kamienne mamy zamiar dojechać pociągiem, to skorzystajmy ze stacji w Głuszycy. W drodze powrotnej z zamku Rogowiec, zaprowadzi nas na nią żółty szlak.
- Jeśli natomiast przyjeżdżamy w ten rejon autem, rozważmy start w miejscowości Łomnica – miejsca parkingowe jedynie na poboczu ulicy 3 Strugi (patrz mapa poniżej).
- Na trasie mijamy ruiny pałacyku myśliwskiego Hochbergów, szczyt Waligóry, schronisko Andrzejówka i ruiny najwyżej położonego w Polsce zamku Rogowiec.