
Wybraliśmy ten szlak, by sprawdzić czy da się ciekawie dotrzeć do Jagodnej na nocleg korzystając z transportu kolejowego, a przy okazji uskutecznić całodzienny trekking. Okazało się, że trafiliśmy na porozrzucane strzępy minionego świata: opuszczone wioski, zarośnięte górskie dukty i wrastające w leśną ziemie kościoły.
Cicho tu i pusto. Nawet w szczycie grzybowego wysypu, nie spotkaliśmy szczególnie wiele osób z koszami. Ludzi po prostu stąd wywiało, a nowi lokatorzy nie specjalnie lgnęli do tych stron. Bo i do czego? Do 1958 tlił się tu konflikt z Czechosłowacją o Kotlinę Kłodzką. Od zakończenia wojny, wszystko co miało jakąkolwiek wartość było wywożone w głąb kraju.
Tak więc Góry Bystrzyckie w powojennej rzeczywistości były miejscem z którego się jedynie zawracało. Polskich śladów nie ma tu za wiele, a te pozostawione przez Niemców, postanowiono oddać w niszczące ręce przyrody.

W słoneczny poranek wysiadamy na stacji w Polanicy-Zdroju. Większość, jeśli nie wszyscy którzy wysiedli wraz z nami, szukają wyjścia w kierunku miasta: parku zdrojowego, pijalni i miejskiej promenady nad rzeką. Żółty szlak kusi niewielu. Miejscowości: Młoty, Huta czy Spalona wypisane na oznaczeniu szlaków, też specjalnie nie zachęcają.Hammer, Hűttenguth, Brand, a więc przedwojenne nazwy tych miejscowości zdają się potwierdzać, że ich polskie odpowiedniki nie są wymysłem fanatyków spod znaku sierpa i młota.
Droga prowadzi nas na Przełęcz Sokołowską, na której z racji atrakcyjnych widoków zapewne, pobudowało się kilka nowych domów. Reszta stoi tu od lat. Osada Pokrzywno, tak kiedyś, jak i dziś jest bramą leśnych ścieżek Gór Bystrzyckich, strzeżoną przez kolejne pokolenia leśników. Niezmiennie zamieszkują oni ten sam budynek, przyciągający wzrok swoim położeniem na wzniesieniu, w otoczeniu rozproszonego stada owiec. Nawołujące beczenie i głuche dźwięki dzwonków, chybotliwie poruszających się na szyjach zwierząt, rozdzielają miejską zabudowę rozrastającego się kurortu od cichych, górskich wiosek.
Jeden z przedwojennych leśników z Nesselgrund wytyczył turystom dalszą drogę wędrówki. Musiał dobrze znać te góry, po przyjął on za cel, że prowadzić będzie ona przez najbardziej widokowe i malownicze ich zakamarki, które przypadły mu w gospodarowanie. Po wojnie nazwano tą drogę imieniem Stanisława, choć jej twórca w rzeczywistości nazywał się Fryderyk Wrede. Może ktoś naiwnie uznał, że w ten sposób wymaże niemiecką przeszłość tego miejsca. Nie wiem.
Idąc Drogą Stanisława uświadamiam sobie jak wiele z tego co było pochłonęła przyroda. Nie ma już punktów widokowych, w które chciał zaprowadzić leśnik Wrede. Sama droga nie prowadzi właściwie nigdzie. Kilka domów na jej wylocie tworzy osadę Huta.
Tam też znajdziemy zasłużone widoki na Kotlinę Kłodzką. Niegdyś przepięknie położona na górskich zboczach wioska Dintershöh, szybko przemianowana po wojnie na Opoczkę, dziś całkowicie wymazana ze wszelakich map.
W samej Opoczce funkcjonowało schronisko Zobelbaude z czternastoma miejscami noclegowymi.
Ponadto przy samej drodze Wrede’go istniało inne schronisko Hermannbaude mogące przyjąć na noc 24 turystów.
Stojąc na skraju masywu Gór Bystrzyckich w Hucie mamy pod sobą wspaniałe widoki na Kotlinę Kłodzką. Wprawne oko wypatrzy w dole wieżę pałacu w Gorzanowie, któremu grono entuzjastów jego przeszłości przywraca dawny blask. To właśnie dawni właściciele gorzanowskich dóbr odcisnęli swój ślad na niemal wyludnionej dziś Huty. Rodzina von Herberstein, bo o niej mowa, włączyła ją w XVII wieku do swojego majątku.
Zawdzięczająca nie na darmo swą nazwę, wytwarzanemu tu niegdyś szkłu osada, stała się przedmiotem wyzysku, a zamieszkujący ją chłopi wszczęli rozruchy. Skończyło się na tym, że nikt w uciskanej pańskim butem wsi, nie chciał mieszkać. Huta musiała wtedy wyglądać tak, jak wygląda teraz: pusta i pogrążona w letargu. Herbersteinowie nie mogli sobie pozwolić na takie marnotrawienie swoich gruntów i pobudowali w Hucie nowe osiedle domów, w niespotykanej nigdzie indziej geometrii. Identyczne budynki mieszkalne, rozlokowane były w identycznych odstępach po jednej stronie ulicy, natomiast leśniczówkę i szkołę zbudowano po drugiej. Do dziś z 30 domostw kolonistów zostało jedynie dwa…
Za Hutą natrafiamy na kolejne miejsca rozkładu. Fort Wilhelma który miał bronić granic Śląska przed Austriakami i Napoleonem, nie odegrał w walkach żadnej roli. Opuszczony, poddaje się siłom przyrody, rozsadzającej jego mury korzeniami wiekowych drzew.

Tak. Rozkład, jak żadne inne słowo pasuje do tego miejsca idealnie. Nigdzie nie widziałem tak licznych i wielkich mrowisk, zamieszkiwanych przez miliony istot które jako jedyne wydają się mieć pomysł na zagospodarowanie porzuconej materii.
Góry coraz śmielej opadają w dół, w dolinę Bystrzycy. Zanim jednak na dobre dotkną jej wód swoimi stopami, schodzimy nieco w bok, by poszukać ruin samotnej leśnej kaplicy. Nie prowadzi do niej znakowany szlak, i nawet stojąc w odległości kilkunastu metrów od jej zapadających się murów, z GPSem w ręku nie łatwo było ją znaleźć.
Pobudował ją w 1866 roku Franz Prause. W mrokach wojny żołnierz, a w czasach pokoju krawiec, zrobił sobie w tym miejscu za wsią pustelnie. Nic więcej o nim nie wiem. Co kieruje człowiekiem, który porzuca znany sobie świat, nawyki, obrazy codzienności i przeprowadza się do lasu?

Więcej na ten temat zapewne czeka na odkrycie w publikacji z 1906 roku, która zalega gdzieś w zbiorach biblioteki powiatowej w Kłodzku.

18 kilometrów marszu z Polanicy do Jagodnej potrafi skutecznie zmęczyć nie jednego. Jednak kuchnia tego przytulnego schroniska, szybko stawia nas na nogi. Nawet jeśli uznacie, że dla kilku widoków, i garstki rozsypujących się budowli nie warto robić takiej trasy, to nie uwierzę, że kotlet chatara czy tym bardziej jagodne racuchy, nie są wystarczającym powodem by do tego miejsca włóczyć się cały dzień!
Na skróty
- Niemal 19 kilometrowa piesza wycieczka z Polanicy Zdój do schroniska Jagodna to zdecydowanie wariant całodniowy dla wprawnego piechura
- Porcje posiłków w schronisku Jagodna są naprawdę ogromne. I pisze to do Was ktoś kto ma duży spust. W razie czego możecie poprosić o pojemnik na jedzenie na wynos
- Schronisko Jagodna cieszy się zasłużoną popularnością, toteż nie zawsze trafi się Wam tam wolne łóżko. Jako przyjemną alternatywę możemy polecić noclegi w przyjemnym ośrodku AMW w Młotach. Jest bliżej niż do Jagodnej i unikamy podejścia na Przełęcz Spalona. W sam raz by następnego dnia dotrzeć stamtąd na obiad w schronisku. Uwaga: Brak zasięgu w ośrodku…ale piwko kupić już można 🙂
Moje tereny SUPER więcej takich informacji . Stare mapy poniemieckie z naniesionymi budynkami. Podejrzewam że zaprzyjażniona armia wszystko ograbiła i spaliła. Pełno jest starych fundamentów, widać jak barzo to był zaludniony teren nie to co teraz. Pozdrawiam